III ETAP

Finalistom Konkursu towarzyszą muzycy Toruńskiej Orkiestry Symfonicznej pod dyrekcją Mariusza Smolija

Eimi Wakui (Japonia)

F. Mendelssohn-Bartholdy – Koncert skrzypcowy e-moll op. 64

Okazała biała suknia, pięknie brzmiący Guarneriusz, pełna niemal sala koncertowa, a za Japonką muzycy TOS – z Jurorem na dyrygenckim podium! Wielka chwila, rozpoczyna się finałowy etap Konkursu im.  Karola Lipińskiego… Pewny start, gra dobra i pewna, ton jasny i czysty, akcja biegnie wartko, obie strony aktywne. Gra niby uduchowiona, ale i czasami trochę sztywna. Dużo ciekawych, wartościowych momentów, trochę łkania w wibracji ale zawsze pewnie i precyzyjnie technicznie oraz czysto intonacyjnie. W finale I części solistka popędziła muzyków orkiestry – tempo prawie do zatracenia, ale i o to tu chodzi – takie momenty pamięta się… Część druga ładna, i chyba niewiele więcej, jednak zawsze na poziomie finału. Orkiestra brzmi całkiem dobrze mimo czasem delikatnie zawodzących intonacyjnie dęciaków. Skrzypaczka wciąż na fali, trzyma fason. Finał lekki, sprawny – bez cienia wątpliwości. Wszelkie figuracje gra nam bezbłędnie. Dużo w niej zdecydowania, w zasadzie w całym utworze. Bez żadnych chwil niepewności. Ma zacięcie – zostawia po swoim finałowym występie bardzo dobre wrażenie!


Yumiko Yumiba (Japonia)

P.Czajkowski – Koncert skrzypcowy D-dur op. 35

I w finale Yumiko robi na mnie -w konfrontacji ze swoją rodaczką- większe wrażenie: góruje wrażliwością, nade wszystko. Więcej jest też szlachetności tonu choć to nie Guarneri. Od pierwszego dźwięku mamy piękny, bogaty ton jej skrzypiec, a grany przez nią cudowny, liryczny temat, osiąga piękną, prawdziwie poetycką woalkę. Intonacyjnie i technicznie i ona gra bez zarzutu, również bez cienia niepewności. Tuż przed kadencją pojawiły się drobne kłopoty z realizacją niełatwych fakturalnie figur, co od razu odbiło się to na intonacji. Flażolety w kadencji czyste jak łza, może ciut za ciche. Finał radosny jak ona sama – już bez żadnych wątpliwości. Zaimponowała mi jej sztuka szerokiego pociągnięcia smyczka w lirycznym temacie – aż serce się otwierało, kiedy go nam tak pięknie wyśpiewywała. Ostatnie figury I części zagrała wręcz brawurowo. Rewelacja! Nie da się chyba ładniej zagrać tematu drugiej części – rzewnie, smutno, w rosyjskim tonie. I w tym ogniwie dużo było wspaniałych wejść solistów Orkiestry (flet, obój, potem klarnet) –naprawdę ładnych, zwłaszcza fletu! Raziło mnie tylko ciut za duże wibracyjne łkanie u solistki. Trzecia część – to dalszy jej popis, grała pewnie, i w wirtuozowskim stylu. Trochę się później „rozjechali”, zrobiło się nerwowo, gra się nieco usztywniła ale na szczęście uwolniła ją niecodzienna wykonawcza fantazja. Finał – bardzo szybki, muzycy TOS świetnie sobie i tu dawali radę, efektowne było zakończenie. Bravo bravissimo – Yumiko!


Mao Konishi (Japonia)

B. Bartók – II Koncert skrzypcowy BB 117

Mamy tu pewien problem bo skala wykonawczej trudności tego utworu jest ogromna, i to nie tylko dlatego, że jest to dzieło kompletnie u nas niegrywane, zatem i nieznane. Kolosalnie trudno jest więc stworzyć możliwie najwierniejszy obraz partytury, grając utwór -być może- po raz pierwszy, i to po kilku zaledwie próbach. Wszystkie instrumenty muszą zabrzmieć należycie, naturalnie, we właściwych proporcjach, gra musi być pewna, bez cienia bojaźni. Nie ukrywajmy, to również ogromne zadanie dla dyrygenta, utrzymać to wszystko w ryzach i być w nieustannym kontakcie z muzykami. A do tego trzeba umieścić jeszcze w tym skomplikowanym organizmie – solowe skrzypce i udźwignąć odpowiedzialność poprowadzenia finalisty na konkursowe podium… Była to szalenie ambitna próba podejścia do utworu. Słychać było kolosalną pracę muzyków, umieli się znaleźć w najtrudniejszych miejscach i -co bodaj najważniejsze- nie spowodowali żadnej poważniejszej kolizji. I druga sprawa,  w związku z tym, ryzykownym jest wybrać sobie taki utwór, w tak ważnym momencie, na konkursie, kiedy wiadomo, że odbędzie się jedna, może dwie próby…

Do rzeczy. Kiedy Japonka zaczęła grać wstępny temat, dźwięk jej skrzypiec brzydko zaskrzypiał – to dopiero trzeba mieć pecha. Słychać jednak było, że bardzo dobrze przygotowała utwór. Bez trudu pokonywała wszelkie trudności, a orkiestra -chcąc nie chcąc- musiała jej ciągle i jak najlepiej dorównywać, i -jak podałem już- udawało jej się to całkiem dobrze!  Świetnie wyszła Japonce druga, wariacyjna część. Pokazała nam i wirtuozerię, i dźwiękowy koloryt oryginalnego tematu, nade wszystko zaś wykazała się umiejętnością trzeźwego panowania nad materią, nad przebiegiem tego ogniwa. Część ostatnia zagrana została przez Mao na trochę nierównym poziomie: były momenty frapujące, fantastyczne, grane z ogromnym impetem, ale były też mniej pewne, zwłaszcza pod koniec. Przy czym, nie ukrywajmy, jej  niepewności najczęściej wynikały z ogólnej -choćby nawet tylko z podskórnie wyczuwanej, ale wciąż jakoś obecnej- nerwowości.  Dyrygent, moim zdaniem, za bardzo wpatrzony był w partyturę ale, jak sądzę, starał się w ten sposób, na zimno, koordynować przebieg wykonania. To było najważniejsze zadanie dla niego i dla zespołu: maksymalnie pomóc solistce i to -stwierdzam z satysfakcją- udało im się zrealizować na niezłym poziomie. Ale gdzie tam do pełnego wykonawczego komfortu, i do jakiejś -wtedy- wykonawczej, kreatywnej swobody? Myślę jednak, że drugi finał z Bartokiem, po tej naprawdę bardzo trudnej ale udanej próbie – będzie dużo lepszy!


Maya Levy (Belgia)

K. Szymanowski – II Koncert skrzypcowy op. 61

Zaczęła obiecująco, właściwie gęstym tonem, szlachetnym, właściwą wibracją. Od razu jednak nie spodobała mi się jakby przypadkowa trochę gra orkiestry, gra bez dbałości jak to wyjdzie. Trochę za dużo było tumultu, nieładnych brzmień solowych instrumentów, ale tutti wychodziły całkiem dobrze. Gdzieś od kadencji przestała podobać mi się gra Belgijki – była jakby bez przekonania. Niby wszystko się zgadzało, grała naturalnie, czysto, muzykalnie, a okazji do zachwytów – brakowało. W trakcie jej gry pomyślałem sobie, że gdyby Polakowi dobrze poszło, w tym samym przecież dziele – będzie miał tedy prostszą drogę do medalu. Zwrócił jeszcze moją uwagę ciemny ton jej skrzypiec, bardzo atrakcyjny brzmieniowo, lubię takie, a nadto duży spokój i pewność gry oraz udany finał, gdzie potrafiła przebić się przez orkiestrę, współtworząc z nią ładny symfoniczny fresk. Były wrażenia, ale spodziewałem się ich znacznie więej…


Robert Łaguniak (Polska)

K. Szymanowski – II Koncert skrzypcowy op. 61

Kiedy zaczął grać, w tym samym momencie wróciłem do mojej myśli zapisanej w recenzenckim notatniku, że po tym trochę bezbarwnym graniu Belgijki – Polak może zdziałać tu więcej niż może niektórzy mogliby się spodziewać. Młody, świetnie prezentujący się skrzypek, pełen młodzieńczego temperamentu (emocje zdają się go roznosić!), pełen fantazji, nagle zaczyna nam grać, o wiele ładniej od rywalki. Nie tylko szerzej, ciekawiej ale i subtelniej. Orkiestra od początku grała o wiele spokojniej niż z Panią Mayą (wszak mieli już za sobą pierwsze koncertowe z nią przetarcie) choć i tu, te krótkie solówki, m.in. klarnetu, nie podobały mi się wcale. Grali jednak przejrzyściej. Robert ma pęd do przodu, posiadł duży imperatyw grania i wyróżniający się dynamizm gry, impet, żywiołowość. Wolę takich wykonawców niż tych bezbarwnych, z pasywnym bardziej charakterem. Nigdy nie było problemu, że za słabo go słychać – to niemożliwe, bo zawsze idzie na całość, nie boi się, zawsze chce być na pierwszym planie! Dobre to podejście, czasem może nawet i brawurowe, charakterystyczne dla młodych, pewnych siebie ludzi. Ale, niejako, z drugiej strony – jest jeszcze w nim trochę takiego młodzieńczego zadziwienia, co istotne, biorąc pod uwagę fakt, że w tym wieku, w zasadzie każdy utwór jest odkrywaniem nowej, nieznanej ziemi. I u niego to nie tylko słychać, ale i widać. To taka najbardziej naturalna z możliwych pewna jeszcze może i nawet chłopięcość charakteru, zachowań – mimo, że jest dorosłym, 22-letnim kawalerem. Jest przy tym tak naturalny, tak prawdziwy, autentyczny i szczerze reagujący. Po prostu jest sobą, nikogo nie gra, nikogo nie udaje.  W każdym etapie, także w finale grał atrakcyjnie, przebojowo, wyraziście. Grał czysto i pewnie, precyzyjnie, wspaniale i szeroko frazował. Był cały czas skupiony i skoncentrowany mimo tej młodzieńczej  spontaniczności. Nadzwyczajny młody muzyk, który porwał piszącego te słowa recenzenta, ale też publiczność, która żywiołowo przyjęła jego finałowy występ, i -co najważniejsze- wspaniałe grono jurorów, znakomitych skrzypków i pedagogów!


Elias David Moncado (Niemcy)

B. Bartók – II Koncert skrzypcowy BB 117

I ostatni, dla mnie od początku pierwszy, złoty –jak zdecydowali Jurorzy – skrzypek! Ma 19 lat, jest jeszcze młodszy od Polaka choć u niego nie ma chyba już tych cech młodzieńczości, nie ma tego wrażenia cieszenia się z odkrywania świata. Jest już bardzo uniwersalne, dorosłe i dojrzałe granie. Trochę może temu przeczy zdecydowanie przeszarżowany sam początek jego występu, ale to był tylko moment, bez znaczenia, szybko opanowany. Od początku do końca nie zatracił -rzecz jasna- swojej niebywałej łatwości i biegłości gry. Do tego dołożył godne podziwu opanowanie i spokój. Oczywiście pojawiły się też inne charakterystyczne cechy jego sztuki takie jak błyskotliwość i polot gry. Dziś dostrzegłem, porównując z wczorajszą prezentacją, że to on dopiero był świetnie przygotowany do bartokowskiego występu. Nie miał żadnych wątpliwości, ani zawahań; nie krzywił się, nie peszył. Nb. Orkiestra też grała, zgodnie z przewidywaniami, o wiele pewniej niż wczoraj. Być może, zadziałał tu efekt wzajemnego wpływu, inspirowania się, grał bowiem tak pewnie i błyszcząco, tak ciekawie różnicując wykonawcze szczegóły. Bardzo udana była kadencja, efektowny i brawurowy wręcz finał I części. Druga pokazała mi, i to w szerokim wymiarze, wspomnianą wyżej powagę jego gry oraz szlachetność brzmieniową, i to już od wstępnej prezentacji tematu. Mimo, że czasami odnosiłem wrażenie pewnej choćby i nawet krótko trwającej „zwykłości” jego gry, to jednak, zaraz potem, potrafiła mnie poruszyć i zelektryzować. Trzecia część zostanie w moje pamięci jako ciąg znakomitej jego gry, czystej, pewnej, precyzyjnej i zachwycającej. Świetne były najwyższe dźwięki, a wszystkie inne zagrane zostały czysto i ładnie, ciekawie i różnorodnie. To był zdecydowanie najdojrzalszy finałowy występ i najefektowniejsze zarazem granie. Młody, skromny, wspaniały, wybitnie utalentowany skrzypek. Przed nim -czuję to- wielka kariera. Miło, że z toruńską pieczęcią triumfatora!

Jurorom najserdeczniej gratuluję znakomitych werdyktów! To był piękny i bogaty nasz czas…