Eimi Wakui (Japonia) / Katarzyna Wieczorek – fortepian
W. Lutosławski – Subito na skrzypce i fortepian
L. van Beethoven – Sonata na skrzypce i fortepian Es-dur op. 12 nr 3
K. Lipiński – Polonez A-dur op. 9 nr 1
M. Ravel – Sonata for violin and piano No. 2 in G major M. 77
Znakomity start – takiż pomysł na rozpoczęcie II etapu! Pełna mobilizacja, pełna koncentracja obu stron, bo nie można tego prawdziwego arcydzieła zagrać inaczej. Świetna skrzypaczka, autorka pomysłu, trafiła na pianistkę znającą na wylot tę kompozycję. Był więc w tym wykonaniu oczekiwany nerw, charakter. Od razu zostaliśmy wszyscy ustawieni do pionu. Beethoven nie zachwycił mnie, bo wykazywał cechy niepewności, może i nerwowości – zwłaszcza w I części. Potem było już tylko lepiej – Andante pięknie i wrażliwie frazowane, ładnie brzmiące, a finał atrakcyjny, dojrzale uchwycony, wspólnie zresztą przez obie panie. Polonez też zrazu niepewny, z wrażeniem, jakby stwarzał wykonawczyniom nieco problemów. Jest pewne, że absolutna większość konkursowiczów gra tutaj dzieła patrona Konkursu po raz pierwszy w życiu, niestety, a może na szczęście, że wreszcie! Ravel – bardzo ciekawy, I część – duże wrażenie. Piękny był tu zwłaszcza ton skrzypiec – to Guarneri z 1750 r.! Śliczne były dialogi obu pań, czysta, wręcz nieskazitelna intonacja Japonki. Blues tylko zabrzmiał mi nijako i obco, czemu trudno się dziwić. Bluesowe glissanda były mało naturalne, brakowało mi też trochę takiej bluesowej ociężałości. To nie jest -najpewniej- japońska bajka… Bardzo dobry był, niezawodny finał, wyraziste granie, obu pań. Występ w II etapie pokazał nam Japonkę jako ciekawą kameralistkę…
Yumiko Yumiba (Japonia) / Bartłomiej Wezner – fortepian
L. van Beethoven – Sonata na skrzypce i fortepian Es-dur op. 12 nr 3
K. Lipiński – Polonez A-dur op. 9 nr 1
E. Ysaÿe – Caprice d’après L’Etude en Forme de Valse de C. Saint-Saëns op. 52 nr 6
Los tak chciał, że obie Japonki wybrały tę samą beethovenowską Sonatę i…mieliśmy jakby zupełnie inny utwór. O wiele ciekawszy dla mnie. Szeroki był wykonawczy gest, takież brzmienie, inny gatunek dźwięku, większa wykonawcza finezja, jakby większa dojrzałość choć Yumiko jest młodsza o 4 lata. Znakomite były też proporcje między wykonawcami, którzy grali jakby na jednej, artykulacyjnej częstotliwości. Bardzo precyzyjne było to granie, duża wykonawcza kultura, świetne wzajemne zrozumienie – o idealnej, i tu intonacji, nie trzeba chyba wspominać. Wspaniałe muzykowanie, jak pisałem szerokie w geście, a jednak właściwie skromne i pokorne wobec muzyki. Niezwykły był liryzm drugiej części, wzbogacony piękną barwą jej instrumentu, który -może- podobał mi się bardziej od poprzedniego (ten sprzed 90 lat, z Modeny). Polonez, znów ten sam, także podobał mi się zdecydowanie bardziej u tej drugiej Japonki. Zdecydowanie więcej było tu polonezowego czaru, choćby w zwrocie finalnym, więcej też -jakby- romantycznego ducha, a i więcej wirtuozerii. Na koniec znakomity wybór – wdzięczny walc! Doskonale udźwignęła wirtuozowski ciężar tej cudownej kompozycji (z jednym, z początku, wyjątkiem). Nie tylko zagrała z ogromnym polotem, także -wspaniale- kodę, ale i z wielką subtelnością, urokiem i wdziękiem!
Olga Artyugina (Rosja) / Bartłomiej Wezner – fortepian
L.van Beethoven – Sonata na skrzypce i fortepian G-dur op. 30 nr 8
K. Lipiński – Polonez A-dur op. 9 nr 1
M. Ravel – Tzigane, Rapsodia koncertowa na skrzypce i fortepian D-dur M. 76
Bardzo dobrze zaczęła pierwszą pozycję występu – radośnie, barwnie, żywiołowo. To był Beethoven pełen energii. Perfekcyjnie wręcz współpracowała z pianistą. Także w drugiej części – miękkiej, pastelowej w barwach. Ale właśnie w tym ogniwie zaczęło brakować mi pewnego wykonawczego zdecydowania, większego podkreślania swojej obecności czy może bardziej – zdecydowanej intensywności tonu. Chyba była za delikatna, za bardzo chowała się za pianistą, fakt, mającym tam wiele „swoich” miejsc. Podobnie było też w trzeciej części. Ale ich Beethoven miał -mimo to- dużo wykonawczych walorów. Lipiński -jak dla mnie- był za bardzo jednakowy, miał jakby tylko jedną: liryczno-tęskną twarz. Technicznie w zasadzie było bez zarzutu choć skrzypaczka trochę „dusiła” się w najtrudniejszych figuracjach. A tak oczekiwanej w Beethovenie brzmieniowej intensywności zabrakło mi dopiero, i to dotkliwie, w finałowej „Cygance”. Przyznać też trzeba, że ładnie, subtelnie frazowała, że dobrze budowała napięcia, że ma bardzo dobrą technikę i wysoką muzyczną świadomość. Świetnie wypadł, i z nią – nasz pianista. Brawa dla obojga!
Feliks Harutyunyan (Armenia) / Bartłomiej Wezner – fortepian
K. Lipiński – Polonez e-moll op. 9 nr 2
L. van Beethoven – Sonata na skrzypce i fortepian c-moll op. 30 nr 7
A. Chaczaturian – Song-poem „In Honor of the Ashugs” Op. 19
Nie przepadam za tym skrzypkiem – nie podoba mi się jego postawa na estradzie, za bardzo normalna, zwykła. Jakoś nie mogę skojarzyć z nim roli artysty, artyzmu, jakiegoś posłannictwa. Ale to tylko zewnętrzne przeszkody (dziś już na szczęście nie przeciągał się na estradzie) bo jest dobrym skrzypkiem, dobrze przygotowanym choć w Lipińskim miał chyba sporo problemów. Odnosiłem wrażenie jakby dopiero „składał” dźwięki, jakby grał z bojaźnią, zwalniając przed co trudniejszymi miejscami, i oczywiście bez właściwego wtedy charakteru i wirtuozowskiego polotu. Sprawnie natomiast reagował na partnerstwo w Sonacie Beethovena, dobrze znał nuty. Było to jednak bardzo ziemskie granie, czasami wręcz nijakie chociaż czyste i wierne z zapisem. Nb. pianista dostosował się do tego stylu. Na koniec skrzypek ciekawie przedstawił nam utwór swojego wielkiego rodaka. Oryginalna to była propozycja, także od wykonawczej strony.
Lorenz Karls (Szwecja) / Katarzyna Wieczorek – fortepian
L.. van Beethoven – Sonata na skrzypce i fortepian c-moll op. 30 nr 7
K. Lipiński – Rondo alla Polacca D-dur op. 17
H. W. Ernst – Wielki kaprys na temat „Króla Olch” Schuberta op. 26
Ta sama znów, obok siebie, Sonata – tu, bez porównania, nie tylko lepsza, ale i dużo ciekawsza. Więcej było tu ognia, powabu brzmieniowego, nie było mechanicznego grania, a za to wiele walorów, w tym i artystyczne. Jest u niego jakaś tajemniczość, jest też ciepło, spontaniczność, jest w końcu wrażliwość. Każda część mogła się podobać. Znakomita część pierwsza, pełna pięknego tonu – druga, ile werwy w Scherzu, ile młodzieńczej radości w finale! To był bardzo dobry wykonawczy duet! W Lipińskim już tej pewności poczynań nie było, u obojgu wykonawców, zresztą. Trudna to kompozycja, nie tylko dlatego, że nieznana, ale ciekawa i warta nauczenia. Od razu więc cierpiała intonacja, niepewne były pochody wirtuozowskich dźwięków, ale to było nic wobec ostatniej, solowej prezentacji skrzypka. Od razu zaczął od potężnych, akordowych fałszów, instrument przez cały niemal czas niemiłosiernie rzęził, jęczał…Masa błędów, pewnie jeszcze więcej nerwów, także u nas, no i nauka, żeby nigdy już nie robić czegoś takiego, jeśli nie nastroi się dobrze instrumentu i właściwie nie przygotuje utworu. To zapewne nie był „Król olch”. Goethe napisał, że to była mgła, albo sen. A ja dodałbym: zły sen…
Mao Konishi (Japonia) / Katarzyna Wieczorek – fortepian
L. van Beethoven – Sonata na skrzypce i fortepian G-dur op. 30 nr 8
K. Lipiński – Polonez D-dur op. 9 nr 3
B. Britten – Suita na skrzypce i fortepian op. 6
To był świetny występ obu pań! Tyle było wykonawczego zdecydowania w Sonacie, tyle finezji, jaka wysoka kultura podawania muzyki! Panie wzajemnie siebie słuchały, wpływały na siebie – to było znakomite, profesjonalne, kameralne granie, które sprawiło mi moc satysfakcji. Polonez Lipińskiego nie jest łatwy do wspólnego grania. Tu Japonce trochę zabrakło pewności, od razu pojawiły się też wahania intonacyjne (nie ukryje się tego) ale mimo to, była to ciekawa próba wykonania tego utworu. Na koniec usłyszeliśmy niełatwy do zagrania utwór z lat 30-tych ub.wieku – utwór bez wątpienia wartościowy, a i efektowny. Wstępne części Suity pokazały ważną, bo trzymającą ramy utworu, rolę fortepianu, ale jest tam też ładna Kołysanka, grana con sordino, był i śliczny walczyk (Vivace e rubato), któremu bodaj najbardziej zabrakło precyzji i finezji, ale i tak obie panie nieźle wybrnęły z tej trudnej sytuacji…
MAYA LEVY (Belgia) / BARTŁOMIEJ WEZNER – fortepian
L. van Beethoven – Sonata na skrzypce i fortepian G-dur op. 30 nr 8
K. Lipiński – Polonez e-moll op. 9 nr 2
K. Szymanowski – Sonata d-moll na skrzypce i fortepian op. 9
Błyskotliwy start – I część Sonaty skończyła się w mgneniu oka, kolejne były równie dużą przyjemnością. Wiele było subtelności ze strony skrzypaczki, ciekawe dialogi z pianistą w wolnej części, a do tego ładny dźwięk i sporo wykonawczej skromności -tak bym określił jej postawę w opusie 30. Bardzo dobry duet, nienaganne wykonanie. Polonez trochę blady, ale zagrany ładnym dźwiękiem i tęsknie, z momentami o intensywniejszym wyrazie. Wartościowy to utwór, prawdziwie romantyczny. Potem była arcypiękna Sonata Szymanowskiego, która jednakowoż nie wywarła na mnie, w tym ujęciu, większego wrażenia. Takiego arcydzieła nie można grać bez pełnego oddania się jego sile. Owszem, Pani Maya miała i tu wiele subtelności – wtedy było pysznie, np. w drugiej części, śliczne były liryczne miejsca; było też zdecydowanie, ale nigdzie nie było porywu i jakiegoś magnetyzmu. To nie była zajmująca gra, która wciągnęłaby nas w wir ekspresyjnych i pełnych kolorów przeżyć. Chyba trochę zepsuły mnie wykonania tego opusu Bomsori Kim i Rafała Blechacza. Ciężko będzie dorównać ich kreacjom…
ROBERT ŁAGUNIAK (Polska) / HANNA HOLEKSA – fortepian
L. van Beethoven – Sonata na skrzypce i fortepian Es-dur op. 12 nr 3
K. Lipiński – Polonez A-dur op. 9 nr 1
H. Wieniawski – Wariacje na temat własny na skrzypce i fortepian op. 15
Zaczął subtelnie i delikatnie, często jakby w tle. Czy to kwestia instrumentu? Może, może i jego estetyki, ale przecież nasz skrzypek jest wykonawcą zdecydowanym, co udowodnił nam w I etapie, także i tu, w I części Sonaty. W drugiej był -moim zdaniem- za bardzo miękki i tkliwy, a jego łkanie chyba ciut przesadzone. Ślicznie grała nam tu pianistka. W Polonezie na pewno temperamentu mu nie brakowało, intensywności brzmieniowej również, a co najważniejsze bez trudu sprostał wymogom technicznym. Bardzo podobała mi się też ważna strona liryczna – tu ukazana w wielce szlachetnym guście. Polonez był więc udany, spokojny i stylowy. Na koniec -jak najsłuszniej- Robert zostawił sobie najmocniejszy punkt swojego programu. Wyciskał wręcz ze swoich skrzypiec ostatnie soki, zwłaszcza w najwyższych tonach, to była -na moje wyczucie- prawdziwa męka. Pięknie rysował liryczne tematy – i tu pokazał nam swoją subtelność i kulturę. Grał bardzo pewnie i skutecznie. Pizzicatowa wariacja znów obnażyła możliwości jego skrzypiec, za to flażolety wyszły wręcz wzorcowo. W końcowej części był i gęsty, szeroki ton melodii, soczysty, intensywny, a sam finał zagrany został leciuteńko i niezawodnie. Gratuluję zwłaszcza Lipińskiego i Wieniawskiego!
ELIAS DAVID MONCADO (Niemcy) / BARTŁOMIEJ WEZNER – fortepian
L. van Beethoven – Sonata na skrzypce i fortepian Es-dur op. 12 nr 3
K. Lipiński – Polonez A-dur op. 9 nr 1
C. Debussy – Sonata na skrzypce i fortepian L. 140
C. Saint-Saëns – Introdukcja i Rondo Capriccioso Op. 28
No i nastąpiła eksplozja talentu w jeszcze większym wymiarze niż w I etapie! To był -moim zdaniem- prawdziwy nokaut. Ciężko będzie znaleźć lepszego kandydata do najwyższej nagrody. Konkurs jeszcze trwa, przed nami finał, który rzuci dodatkowe światło także na gwiazdę tego fenomenalnego skrzypka, ale sytuacja zdaje się być wielce klarowna. Różnica klasy, umiejętności, tego błysku, tego daru od Boga, czy natury – jest rzucająca się i w uszy, i w oczy, bo to też widać. Staje oto młody, 19-letni skrzypek, który niczym z rękawa, bez najmniejszego cienia wysiłku, wyrzuca z siebie błyszczące kaskady najtrudniejszych dźwięków. Do tego gra tak pięknym tonem, tak powabnym, a przy tym wszystkim widzę w jego postawie cudowną, rzadko spotykaną skromność. Tam nie ma chęci pochwalenia się: co ja wam teraz pokaże, a jest poważne podejście, które daje nam wielką radość, a jemu najpewniej -potem- satysfakcję. Jest muzykiem fantastycznie skupionym. Wygrywa wszystkie, najdrobniejsze nawet nutki, co do jednej – np. w I czy w III części Sonaty Beethovena. W drugiej jest skromny, nie wybija się ani na moment. Też łkał, ale naturalniej. Ostatnie ogniwo zagrał finezyjnie, precyzyjnie i porywająco. To była rewelacja. Do Lipińskiego chyba jako pierwszy podszedł z lekkością, pogodnie, pewnie i bez najmniejszych nawet zawahań. Krótka i efektowna artykulacja i tu zachwycała. Co za wykonawczy rozmach i błyskotliwość wirtuozerii! To była wreszcie, długo oczekiwana jedna, wspaniała całość. Moim zdaniem to było najlepsze wykonanie Poloneza Lipińskiego na Konkursie. A to jeszcze nie wszystko, gdzie tam do końca: wpierw Debussy – w pastelowych barwach obu wykonawców, z momentami wręcz olśniewającymi, tymi najsubtelniejszymi. Ile było pięknych barw dźwiękowych, ile finezji w ujęciu tej muzyki, a technika gry w ostatniej części – absolutnie nadzwyczajna. Taki talent, w tym wieku! Na koniec wybrał sobie swój zapewne popisowy numer, który może nie wyszedł mu tak efektownie jak zamierzał, nie pomógł mu należycie pianista, ale pokazał i w tym opusie 28. całą gamę swoich wybitnych umiejętności. Imponowały mi i tu szerokie, cudownie prowadzone śpiewne frazy i drobniuteńkie, wirtuozowskie figury, które i tu wysypywały mu się niczym z rogu obfitości. Kadencję i finał, ten niemiecko-hiszpańsko-malezyjskiego pochodzenia skrzypek – zagrał po prostu rewelacyjnie!
NOORI NAH (Korea Południowa) / BARTŁOMIEJ WEZNER – fortepian
L. van Beethoven – Sonata na skrzypce i fortepian Es-dur op. 12 nr 3
K. Lipiński – Polonez A-dur op. 9 nr 1
R. Schumann – Fantazja C-dur op. 131
Po obiadowej przerwie część japońsko – koreańska, którą znosiłem bardzo ciężko. Nie dlatego, że tym trzem skrzypaczkom brakowało umiejętności, skądże. Po prostu ich gra, może z wyjątkiem R. Sato, ograniczała się jakby tylko do samej gry. Była wysoka nawet precyzja gry, jej gładkość, świetna znajomość programu, umiejętność współpracy z pianistą – ale nie było czegoś więcej. Nie było tego, co powoduje, że budzimy się z najgłębszego choćby snu, że nagle unosimy się gdzieś wysoko, że z wrażenia otwieramy buzię. To pewnie wina Eliasa Davida…
Koreanka Beethovena grała gładko, sprawnie, bo dużo potrafi. Część druga była to prawdziwa cisza morska, pełny spokój, brak fal, a muzyczna łódź spokojnie sobie dryfowała… Bardziej zdecydowanie zrobiło się w 3 części, ale z kolei brakowało wykonawczej precyzji, nb. także w Polonezie, gdzie wszystko wydawało mi się jednakowe i nijakie. Najciekawszym punktem programu była schumannowska Fantazja, w której skrzypaczka czuła się najbardziej chyba swobodnie, choć i tak niczego nadzwyczajnego tam nie usłyszałem. A może u mnie odezwało się zmęczenie?
MIO SASAKI (Japonia) / BARTŁOMIEJ WEZNER – fortepian
L. van Beethoven – Sonata na skrzypce i fortepian G-dur op. 30 nr 8
J. Brahms – Sonata na skrzypce i fortepian A-dur op. 100 nr 2
K. Lipiński – Polonez D-dur op. 9 nr 3
Tu znacznie więcej było nerwu, życia, temperamentu ale i barw, cieniowania. Beethoven biegł wartko, ciekawie, z obu stron. Brahms, choć bardzo dobrze opanowany, był jednak nie do wytrzymania – nic się w nim nie działo. Japonka wygrywała nam śliczne tematy, ładnie frazowała, nie mając nam wszak nic specjalnego do zaoferowania. Na szczęście w Polonezie znalazłem wirtuozowskie zacięcie, jakąś grę z oddechem, z myślą, może nawet i z charakterem.
REIKA SATO (Japonia) / BARTŁOMIEJ WEZNER – fortepian
L. van Beethoven – Sonata na skrzypce i fortepian G-dur op. 30 nr 8
K. Lipiński – Polonez e-moll op. 9 nr 2
H. Wieniawski – Wariacje na temat własny na skrzypce i fortepian op. 15
Jeszcze jedno wykonanie Sonaty G-dur, ale już ostatnie… Tu szczęśliwie nie tylko była gra, rzetelna gra, ale coś więcej – ładne muzykowanie, intensywny ton, żywość, precyzja gry, i to z obu stron. To było też -moim zdaniem- najbardziej profesjonalne granie z tych trzech ostatnich. Polonez mimo, że miał wiele nieporadności technicznych, był bardzo pogodny, zagrany efektownie, czystą intonacją – znakomite były najwyższe dźwięki. Na koniec zostawiła sobie Wieniawskiego, z którym uporała się znakomicie! Grała szlachetnie tkliwie i szeroko, z doskonałą znajomością nut, w świetnym, wirtuozowskim stylu. Może brakowało tylko jakiejś odrobiny szaleństwa? No właśnie…